niedziela, 25 listopada 2012

aerz.

pustka. puuuuuuustkoooo... pusto mi.
wiem, że to zrobisz. wiem, że mnie zranisz. wbijesz nóż w plecy niczym zawodowy skrytobójca, w plecy, w serce, płuca, gardło. uduszę się. zapłaczę się. umrę. zginę. to chyba już.
czekam. czekam i pigułki nasenne w gotowości trzymam pod językiem. czekam i wiążę pętle na grubych sznurach, poszukuję wysokich haków. wiem, że to koniec. koniec mnie, Ciebie, siebie. mój mały koniec świata. i to nie anioł przyjdzie po moją duszę. i to nie diabeł ją dostanie. bo nie ma piekła ani nieba. bo nie ma przejścia do drugiego życia. tam się znajdę, w dziurze wykopanej w ziemi, twarzą do piachu z otwartymi oczyma. piach nie będzie już drażnił spojówek. płuca rozpaczliwie nie będą poszukiwać powietrza. tylko robaki zaczną zjadać moje ciało.
wiem to. nie wiem, skąd.
łzawię sobie, a w środku jakby coś rozrywało mi serce. krwią, co pompuje, drżeniem jej, wiadomości przekazuje kolejnym komórkom. zagryzam usta.
obawiam się, bo przecież nie przyznam przed sobą, że ze strachu chciałabym obdrapywać ściany. tętnica mnie boli, ta na szyi, wibruje pod wpływem przepływu adrenaliny. i boli. jakby jakiś intruz się tam wkradł i uderzał o wrażliwe ściany...


jesteś.
jakie to zabawne, te negatywne myśli....
i znowu spokój, spokojne morze.