środa, 26 grudnia 2012

ahrz.

kończy mi się grudzień. z każdym dniem ubywa go i zostaje coraz mniej tak, że za kilka dni wcale go nie będzie. przepłynie przez palce i tak skończy się cudowny 2012 rok, rok, który był bardzo gorzki, ale mimo to słodkawy - nie wiem, właściwie, jaki smak powinien być tutaj uwzględniony. myślę, że kiedy wykonam podsumowanie mojego roku, z wszystkimi za i przeciw, waga będzie na równowadze - zwłaszcza, że wykonuję właśnie najlepszy, najważniejszy i największy krok w swoim życiu, mianowicie leczę się z tego, co niestety, zdaje się, nie odpuści mnie do końca życia. zdaję się, ta wiadomość za bardzo opanowała mój mózg, bo wciąż i wciąż o tym myślę, o tym wspominam. łudzę się tylko, połykając rano tabletki, jutro będzie lepiej. nie będziesz musiała sobie wmawiać, żeby przeżyć ten dzień, a reszta jakoś pójdzie.

wiem, że w najbliższych dniach oprócz miliarda spotkań z najróżniejszymi postaciami mojego życia, oprócz podsumowania jakiekolwiek mi się uda ksma, poświęcę trochę czasu na spisanie wszystkich marzeń na nowy rok. wrzucę je do słoika i zakopię w moim Tam.
please, be good.





wtorek, 25 grudnia 2012

agrz.

potrzebuję zmian. to bez wątpienia jest numer jeden na mojej liście. dnia wczorajszego zdołałam przemeblować pół pokoju, z różnym skutkiem (czytaj, albo mi się znowu bardzo podoba, albo się załamałam). zastanawiam się, co mogę jeszcze magicznego wprowadzić do mojej nory, którą zamieszkuję, bo przecież artystyczny nieład przemienił się w dosyć porządny pokój kogoś, kim zupełnie nie jestem (no, może jedynym moim akcentem są wiszące plakaty cobaina, mojego prywatnego jezusa w koronie cierniowej z lampek na choinkę, jak to stwierdziła swego czasu moja cudowna niczym woda z lichenia babcia). 
chcę magii. chcę marzeń wydmuchiwanych jak bańki mydlane, chcę migotania brokatu, skrzydeł i wstążek. wróżek i malin zrywanych z krzaka. chcę baśni czytanych w wannie pełnej wody, piany i zapachów! ach, zapachów!... tymczasem mam święta, których już nie mogę znieść przy zakłamanych ludziach, ofiarach swych własnych tajemnic.
czaruj mnie. dziś, jutro, zawsze. chcę być księżniczką z Twojego snu.





poniedziałek, 24 grudnia 2012

tik-tak-tik-tak.
bawię się w frazesy. rozplątuję niefortunne informacje. uśmiecham się wszystkimi warstwami skóry. poruszam uszami jak kot, chcąc wyłapać wszystkie, nawet najmniejsze dźwięki. brzdęk upuszczanych sztućców. trzask bitych talerzy. burkot brzucha z głodu. patrzę na jarzące się ponurym światłem świece. tańczące języki ognia na smyczy knota. pobłyskujące brokatem bombki, ozdabiające choinkę.
czwarty dzień na tabletkach.
święta? niechaj już będzie po nich. już mam dosyć lodówki pełnej ryb, ciast i kapusty. nie chcę składać nikomu życzeń, nie chcę łamać się tym głupim opłatkiem. nie chcę znowu, żeby mi wytykano nie mówienie na głos pacierza, a przecież ja wcale go nie mówię - taka ze mnie buntowniczka.
mogę zostać z kotem w domu? schować się pod kołdrą z pudełkiem lodów miętowych i oglądać śniadanie u tiffanyiego. bo przecież nikt nie jada już tam śniadań, a mężczyźni już nie wolą blondynek. nie jeżdżą na rzymskie wakacje, gdzie wszystko przemija z wiatrem. i choć mówią to pół żartem pół serio, nie wybierają już się czasem w rejony Casablanki. nie spotykają księcia i aktoreczki, i Thelmy i Louise, i Flipa i Flapa. Choć czasem nawet zdarza im się bawić w dyktatora, a przy herbacie rozmyślać, jak zdobyto dziki zachód i w jaki sposób ukradli milion, a potem wpadają na ten genialny pomysł i wyjeżdżają ze swoimi kochankami na Wichrowe Wzgórza.

nie mogę? proszę. byłam grzeczna w tym roku.