wtorek, 25 września 2012


wtorków też nie lubię. rozpoczynają się tak wcześnie rano, kiedy nawet jeszcze (w czasach szkolnych, rzecz jasna) słońce nie raczy się podnieść. kończą się snem, ale co z tego, kiedy następny dzień, czyli jeszcze gorsza środa zaczyna się jeszcze wcześniej? i podnieś całe to swoje jestestwo, i umyj się, umaluj, ubierz, spakuj, zjedz i jeszcze złap autobus. możesz po drodze jeszcze wypić kawę, tak. i pójdź jeszcze na pierwszy wuef, o proszę!
na zdjęciu, wiem, wyglądam jak pół dupy zza krzaka, ale kto na to patrzy, codziennie tak wyglądam. codziennie chodzę po korytarzach mojej sypiącej się szkoły wyglądając jak dziecko specjalnej troski, ale nikt tego mi nie wytknie (po za skrzekiem godowym pewnej persony), no, ale czego się spodziewasz.
boże, czego ja jeszcze nie zrobię / nie napiszę, żeby tylko nie odrabiać tych paskudnych prac domowych?! - powiedziała izka, której aspiracje zawodowe zmieniły się o 180 stopni i to właśnie, w kierunku bycia nauczycielem.

niedziela, 23 września 2012

leniwa niedziela. nie pamiętam, czy już kiedyś wspominałam, że nienawidzę niedziel.
Niedziela to dzień, w którym trzeba przez pół godziny akumulować w sobie energię, aby napuścić wody do wanny, nie mówiąc już o wyjściu z domu. Niedziela to dzień, którego z reguły się nie pamięta. [j. żulczyk - instytut]
właśnie tak wygląda moja niedziela. wałęsam się po mieszkaniu, w piżamie złożonej z granatowych spodenek z kieszeniami (wielka-wielka zaleta, jedyne spodenki, w których bez kombinowania mogę trzymać telefon), miętowej bokserki i grubych szarych skarpet. ewentualnie, im zimniej, tym jeszcze zarzucę na szyję Gabryśkową pstrokatą chustkę. i tak idę do rodziców, przerzucam bezsensowne kanały sztuk dwieście, potem kładę się, staram czytać Browna, potem siadam do komputera z kawą i piszę głupoty.
ale oprócz tego, to dziś jeszcze zrobiliśmy rogaliki z czekoladą.
jednym słowem - konstruktywne lenistwo.




naprawdę nie cierpię niedziel. i nic na to nie poradzę.