środa, 16 listopada 2011

śrz.

świat jest lustrem - jaki Ty jesteś dla świata, taki świat będzie dla Ciebie.
uśmiechniesz się do kogoś - ktoś do Ciebie się uśmiechnie.
powiesz komuś coś miłego - ktoś Ci powie coś miłego.
przytulisz kogoś - ktoś przytuli Ciebie.
wyciągnij rękę pierwszy.
uśmiechnij się.
lepiej się żyje.

wtorek, 15 listopada 2011

grz.


"... jeśli Cię boli, niech zaboli Cię bardziej!"

zaczęłam robić żurawie z papieru. z białych lub niebieskich kwadratów. albo z gazet. z gazet, w których królują zdjęcia bardzo szczupłych i pięknych pań, kanonów wszechobecnego piękna. dziwnym trafem, każdy taki modny żuraw na swoim grzbiecie ma ich twarze, pokryte dużą ilością makijażu, z czarnymi powiekami, z wyróżowionymi policzkami albo krwistymi ustami.
ostatnie dni mijają pod znakami zapytania, na huśtawce nastrojów z dźwiękami albo pianina albo piagiatu199, którego głos wokalistki (a raczej jej szept) wydobywa się z głośników mojego skromnego laptopa. ostatnie dni spędziłam na przeglądaniu friends of friends soup'a (może to już uzależnienie?), odrabianiu lekcji z młodszą siostrą, chodzeniu do szkoły, spaniem i ciągłą chęcią rozpoczęcia "zimowych porządków".
święta, zakwitnijcie już w mojej duszy, rozwleczcie swe ramiona z lampek niczym bluszcz swe gałązki dookoła drzewa.

a. odpisał u., ale u. nadal nie wie, czy a. jest wolny.
b. nie ma czasu spotkać się z v.
do x. nie pisze c. od 49 godzin.
do y. nie zadzwonił d., choć obiecał.
do z. nie przyznaje się e., choć przecież już od dłuższego czasu są razem.

izabela anna sancja k. jest nadal zakochana. 
(debm prztndjonklj skl stdrd)

"... Bo w tej samej chwili będziesz przez miłość ukoronowany i ukrzyżowany. Ona chce, abyś rósł wysoko, i godzi się, aby Cię ścięli." [k.gibran, prorok]

poniedziałek, 14 listopada 2011

moolight.

jaka jesteś?
tik, tik, tak. lekkie naciśnięcia klawiszy pianina / fortepianu, roztrzaskują się o moją głowę. ciche, niezrozumiałe takty, zamykam oczy, po kilku niemych słowach wprowadzenia, po kilku pierwszych akordach, zamykam oczy i rozpływam się. biegnę. jestem gdzieś na końcu świata. patrzę wokół siebie, patrzę, choć nic nie widzę. ktoś umiera, ktoś się obok rodzi. ktoś się kłóci, a dalej ktoś się godzi. ktoś się uśmiecha, żeby ktoś inny mógł płakać. ktoś jest chory, a piętro wyżej ktoś jest chory. ktoś leży w szpitalu, ktoś na ulicy, na ławce, ktoś we własnym, trzypokojowym mieszkaniu, a inny we własnym, dużym domku z kominkiem. ktoś się ubiera, a ktoś się rozbiera, ktoś je, a inny ktoś jest głodny...
... ktoś...
odwracam się za siebie, a za mną jest ławka, więc siadam, opieram się o drewniane oparcie. zamykam oczy i sięgam do kieszeni, taki jakiś nawyk, a w środku, za metalowymi zębami czuję coś miękkiego, coś z papieru.
wyciągam z kieszeni białego, papierowego żurawia. na skrzydle pisze niewyraźne kocham Cię, które zauważam dosyć szybko, jakbym go już znała, a przecież pierwszy raz widzę go w tej kurtce. wolną dłonią ocieram łzę, a gdzieś koło mnie słyszę tupot. podnoszę głowę. 
podbiega do mnie mały ktoś. mały ktoś ma uśmiech, szeroki, choć szczerbaty. i intensywnie zielone oczy. mały ktoś wyciąga do mnie rękę...
jestem przede wszystkim regresywna.