czwartek, 20 października 2011

aha.


Ruda stała przed oknem i powoli piła herbatę.
Był to jesienny, smętny dzień. Dzień, w którym bezmyślnie pozwoliła sobie na taką sytuację. Zamknęła oczy, dotykając delikatnie powiek opuszkami palców. Naiwna. To określenie na pewno pasowałoby tutaj najlepiej.
Tak więc, Ruda była naiwna.
Odstawiła kubek na parapet i sięgnęła po swój telefon. Miała jedną nieodczytaną wiadomość. Nie miała ochoty jej czytać. Wiedziała, co w niej znajdzie. Wiedziała, od kogo przyszła. Kilkoma ruchami palców beznamiętnie ją usunęła i odrzuciła telefon na fotel. Po chwili ponownie chwyciła w prawą dłoń kubek i wzięła zeń niewielkiego łyka. Potem dwa duże. Ilekroć naczynie zbliżało się do jej ust, przymykała oczy. Przyzwyczajenie.
A potem jej uwagę zwróciło zdjęcie, leżące samotnie na parapecie. Przedstawiało pięć osób. Rudą we własnej osobie i czterech chłopaków. Trzech z nich trzymało w rękach gitary, a ostatni pałeczki od perkusji. Paradise. Uśmiechnęła się kpiąco, patrząc, jak dłoń jednego z gitarzystów zatrzymała się na jej biodrze.
A więc to tak kończy się ta historia – przemknęło jej przez głowę.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz