wtorek, 13 grudnia 2011

vrz.


herbata przemieszana ze rozkosznym drżeniem głosu Ville Valo. mam ochotę na papierosa, na słodkie wargi od BD, ale przecież już prawie nie palę. w przyszłym życiu potrzebuję mieć dom z wyjściem na dach, by siadać tam w dresie z kapturem i palić, trzymać szlugę między niebieskimi paznokciami, jedna za drugą. nie powoli. nie rozkoszować się dymem. szybko. żeby zabijać. by rysować niespełnione marzenia palcem na tabunie burych chmur nad moją głową. by zagryzać wargi z bólu. do krwi.
jest mi smutno. potrzebuję kota. potrzebuję porządku w pokoju i w głowie. potrzebuję pierdolnąć to wszystko w chuj i spierdolić. daleko. jak najdalej się da. nie łasić się już. nie rozmawiać z ludźmi. nie uzyskiwać złudnej nadziei i nie zawodzić się. chcę wreszcie wyjść z domu w glanach i wrzasnąć na całe gardło NO FUTURE.
nic się nie zmieniło.
minęły cztery miesiące? jak rozkosznie. jak to się w ogóle udało? jego też chcesz pierdolnąć w nicość?
chciałabym zamknąć Cię w klatce, trzymać w uchu, jak słuchawkę, żebyś rozśmieszał mnie i gadał te swoje głupoty, żebyś trzymał mnie za rękę i "kopał w dupę", kiedy tego potrzebuję. a teraz tęsknię, tęsknię komórkami, tkankami, organami, cytoplazmą, żółcią, fosfolipidami, każdym decymetrem sześciennym tlenu. tęsknię. chcę Cię. tutaj. teraz. obok.
ps. sen o ciąży, moim kolejnym świadomym snem.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz