czwartek, 26 stycznia 2012

xxx.


Nie pojawiam się? Trudno. Nie muszę. Nie mam obowiązku. Nikt nie stoi nade mną z batem i nie wykrzykuje komend. Pisz. Pisz. Pisz. Na razie nie.
Zniknęłam. Przestałam mieć na to czas. Na moje wyznania, które ograniczyły się tylko i wyłącznie do Kamila Sikory, zwanego pieszczotliwie KJS (prawie jak IASS), przestało być parcie. Na moich słowach przestała ciążyć jakakolwiek klątwa, pełna zaczarowanych zwrotów, które trafiały prosto w serce.
Nazywam się Izabela i właśnie mam chęć odrodzić się z popiołów. Moje postanowienie o książce, którą zamierzałam skończyć w grudniu 2011 roku, po prostu nie wypaliła – myślę, że to głównie przez to, że NAPRAWDĘ DUŻO działo się w moim życiu. Dużo złego i dużo dobrego. Poznałam mnóstwo magicznych osób, które po prostu napełniają mnie energią do życia. Które sprawiały, że zwykła chwila wydawała się być napisana przez dobre pióro pisarza. Dziękuję Wam za to. Dziękuję za wszystkie złe i dobre momenty. Za to, że poznałam drugą stronę medalu i potrafiłam wybrać. Dziękuję Wam za to, że nauczyłam się akceptować wady innych poprzez Wasze wady, a także, wyszukiwać zalet i ubarwiać nimi ludzi, którzy wędrują ze mną po ścieżce.
Nazywam się Izabela, choć czasami znana byłam jako Shizowata, Shizabella, Cathy Brian, Xastanya i dużo, dużo innych. Teraz już chcę się podpisywać (prawie!) swoim imieniem i nazwiskiem.
Pragnę utworzyć coś nowego. Bez zbędnego planowania. Spontanicznie. Coś, czym będę mogła zachwycić oko patrzącego. Coś, co może kiedyś komuś odmieni światopogląd. Marzę o tym, aby zmieniać ludzkie życia. Marzę, by podarować komuś uśmiech i właśnie taką mnie zapamiętał.
Zmieniam się? Zmieniłam. W sumie, wszystko dzięki komuś, kto właściwie powinien być ode mnie młodszy nie tylko wiekiem, ale i emocjonalnie. Dziękuję Ci za to, że jesteś i mnie wspierasz. Za to, że ożenek ze mną dla Ciebie to tylko „formalność”. Za to, że mogę trzymać Cię za rękę i możemy wzajemnie się trzymać w pionie. Dziękuję Ci. Zmieniłeś mnie, dojrzewam, z każdym dniem coraz bardziej, prawie jak jabłko…
Uważam, że Was, którzy od czasu do czasu, pewnie czasem niechcący, tu wpadacie, nie powinno więcej obchodzić moje własne życie osobiste. Żyję, jak żyję. Mam wokół siebie uśmiechnięte twarze, moje zuchy, moich coraz bardziej denerwujących urwisów. I nikt, prócz mnie samej nie będzie mnie z tego rozliczał.
Nadchodzi 30 stycznia. Dla Lubelskiego, czyli także i dla mnie rozpoczną się wtedy ferie zimowe. Czy coś wtedy się stanie? Mam nadzieję. I mam nadzieję, że mimo tego, że się nie znamy, będziecie – choć myślami – trzymać za mnie kciuki.
Pozdrawiam – Izabela Anna Sancja K. (S.).  inaczej znana jako Aborolabis. 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz