piątek, 13 kwietnia 2012

dnimymsierehw?...

osiem. bardzo ósemkowo dzisiaj.
szybciej już się nie daje. pędzimy na oślep, żeby przyszedł taki moment, kiedy zdajemy sobie sprawę... kolejny miesiąc za nami. kolejny miesiąc kłótni, smutków, przytuleń, spania, złości, herbaty, kawy, niezdrowego jedzenia, spacerowania, całowania się i trzymania za ręce. rozbierania-ubierania, macania, głaskania, lizania, łaskotania, chichotania. leżenia, siedzenia, chodzenia, stania, przytulania. miesiąc, który trochę - może miałeś rację - który był dla nas sprawdzianem słabości. jak daleko zajdziemy. ile potrafimy siedzieć obok siebie i się do siebie nie odzywać. jak długo potrafię słać rozdzielone spacją uśmieszki i miliardy kropek czy podsumowania znienawidzonym zlepkiem "mhm".
tracisz do mnie siły - to nic nowego. cóż, ubzdurałam sobie, że chcę chłopaka, który będzie mnie budził pocałunkami, albo chociaż smsem, który optymistycznie nastawi mnie na cały dzień. który będzie mówił mi swoje myśli, opowiadał cały swój świat, a nie zbywał mnie "o niczym". ubzdurałam sobie, że będzie pokazywał całemu światu, jak jestem dla niego ważna, żeby nikt inny nie mógł go dopaść.
nie ubzdurałam za to sobie, że będzie mnie leczył z kompleksów. toczył tą irracjonalną walkę z wiatrakami. że będzie tak patrzył mi w oczy. przewracał mnie na ziemię, czy całował na środku ulicy.
i teraz, słuchając pianinowej wersji mojej najbardziej ukochanej piosenki pixies, siedzę na biurku i piję herbatę. czarną. z cytryną. i jakoś mi tak siebie żal. gruszki na wierzbach nie rosną, "kochaj mnie takiego albo nie kochaj mnie wcale".



przecież oboje jesteśmy trochę szaleni.
[nie bij, ale Twoja grzywka i tak wygląda tu kretyńsko :*.]

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz