niedziela, 4 listopada 2012

abrz.


dwie łyżeczki czarnej herbaty, zalane wrzątkiem, pół plasterka pomarańczy i cytryny, sok malinowy, miód.
przepis na szczęście, przepis mojego cichego nieba. słodycz muskająca podniebienie, otaczająca język ciekłymi ramionami, wypełniająca moje myśli drewnianym domkiem bieszczadzkim.
sweter, ciepłe skarpetki w gwiazdki, kot na kolanach...
tak mogę. tak mi dobrze. 

dzień za dniem, za nocą noc. tykanie zegarka w tle, tak zręcznie wyrażający ciszę. chwytam się swojego sam-na-sam, cicho, zamykam drzwi, włączam muzykę. zasłaniam się nami / wami / Tobą, niepotrzebne skreślić, jak dobrze znasz to wyrażenie. tuziny książek, spoczywające na półkach w zwartych szykach jest od czasu do czasu rozbijane, zgodnie z moimi zachciankami wieczorową porą. odbieram telefony, piszę z ludźmi, pracuję, żongluję miliardem obowiązków. znowu pod nogami kłody, muszę wymijać je szerokim łukiem, bo inaczej tracę chęci, to nic, że mogę się zgubić.
szkoła nie zając, łzy nie kryształy, miłość nie wieczność.

jakoś do przodu. pomimo wszystko. wciąż jeszcze się trzymam.



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz