niedziela, 31 stycznia 2016



Kochana Matko.

Straciłem kontrolę nad własnym życiem. Zwariowałem. Oszalałem. Ogłupiałem. Jestem niepoczytalny, a Ona jest sprawcą tego amoku. Ciemne włosy, wijące się jak węże po śnieżnobiałej skórze pleców, kiedy stąpa po ziemi, kołysząc zalotnie biodrami. Zielone oczy pełne ciepła, które wprawiają mnie w zawał serca za każdym razem, kiedy uraczą mnie spojrzeniem. Sylwetka, która kusi, błaga, żeby się nią zachwycać, dotykać, podziwiać. Ideał, który zjawił się zupełnie przypadkiem w walentynki rok temu. Matko. Siedzę teraz w salonie, próbując skupić się na swojej pracy, ale nie potrafię. Nie potrafię przestać o niej myśleć, wyrzucić jej obrazu zza moich oczu. Czy tak wygląda miłość? Czy tylko pożądanie?

Nie pragnę jej mieć tylko na chwilę. Pragnę, żeby spędziła ze mną całe swoje życie. Żeby przy mnie chorowała, płakała, śmiała się, oglądała filmy, czytała książki, malowała. Pragnę, żeby chciała, abym ja był przy niej. Pragnę być przy każdym jej wzlocie i upadku. Pragnę się z nią kłócić, kochać i przytulać. Pragnę robić jej śniadanie do łóżka, kąpiele przy świeczkach, uspokajać po koszmarze. Pragnę, aby była.

Jestem beznadziejnie zakochany. Tak beznadziejnie, jak w przerysowanych historiach romantycznych, które namiętnie czytały moje koleżanki z klasy licealnej po kątach korytarza szkolnego. Czuję się jak pierdolony Romeo, który zrobił wszystko dla swojej Julii. Chociaż zawsze wydawało mi się to komedią, absurdem... Teraz rozumiem. Teraz rozumiem tych wszystkich żałosnych ludzi, którzy za ukochaną potrafili skoczyć w ogień.

Czekam na nią. Czekam, aż wejdzie do mieszkania, bo widzisz, Matko... Ona tutaj mieszka. Zupełnie przypadkiem. Przypałętała się jak kot, a ja wpuszczając ją do swojego domu, do wolnego pokoju na przeciwko łazienki, zadurzyłem się w niej bez pamięci. Nigdy nie czułem czegoś podobnego. Nigdy moje życie nie zależało od drugiej osoby. Chciałbym się odważyć, wiesz? Żeby zrobić ten pierwszy krok. Chciałbym ją pocałować, posmakować jej bladych warg. Przytulić. Poczuć ciepło jej ponętnego ciała. Chciałbym jej powiedzieć wszystko. Że się zakochałem. Że umieram, kiedy nie ma jej obok. Że jest moim tlenem i odpowiedzią na każde zadane pytanie. Że sprawiła, że w moim świecie znów zaświeciło słońce. Matko, ona jest najlepszym, co przytrafiło mi się w całym moim życiu.

Matko, mam wrażenie, że to właśnie Ona. Ta jedyna. Ta, której oświadczę się w najbardziej szalony sposób, jaki tylko przyjdzie mi do głowy. Ta, która cała w bieli, będzie ślubować mi miłość, wierność. Mój mały skarb. Mamusiu, chcę ją ochronić przed całym złem, które jeszcze czyha na jej drodze. Chcę być jej aniołem stróżem, chcę na nią zarabiać i się nią opiekować.

Wybiła szesnasta trzydzieści trzy, kiedy usłyszałem skrzek zamka i naciśnięcie klamki. Serce od razu zamieniło się w młot, uderzający miarowo o kowadło. Ona. Zamknąwszy za sobą drzwi, ze słuchawkami w uszach, powoli zaczęła zdejmować buty z niezwykle kształtnych stóp. Wydawało mi się, że wraz z nią, do mieszkania zawitało szczęście, aż wydawało mi się, że z jej twarzy aż bije poświata słońca, podkreślająca jej nierzeczywistość. Pachniała słodko, wręcz mdląco, niczym po przekroczeniu progu perfumerii w galerii handlowej, ale dla mnie był to najpiękniejszy zapach na świecie. Ciemne włosy miała splątane w wysoki kok, chociaż gdzie-niegdzie niesforne kosmyki muskały jej szyję. Ramionami obejmowała duży zeszyt, wydaje się, że coś rysowała w drodze do domu, kiedy tłukła się przez pół godziny autobusem. W sumie właśnie przez to chwilami wydawało mi się, że mieszkam z wieczną studentką Akademii Sztuk Pięknych z ambicjami na zbawienie świata.

Ona.

Ósmy cud świata.

Nie zauważyła nawet, że się jej przyglądam, kiedy podrygując do niesłyszalnej dla mnie muzyki, wyrzucała kolejne rzeczy z torebki. Patrzyłem na nią zafascynowany. Moja czarownica. Moja wróżka, zamieszkująca ze mną poddasze starej, robotniczej kamienicy. Z uśmiechem, który wycierpiał więcej niż jest się w stanie sobie to wyobrazić. Najmądrzejsze stworzenie dzisiejszych czasów.

Kocham ją, Matko.

- Och, tu jesteś! Co słychać? - zapytała aksamitnym głosem, wyciągając słuchawki z uszu.



Mamo, już wiedziałem, co muszę zrobić. Byłem pewien.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz