poniedziałek, 4 kwietnia 2011

sixteen.

Więc, generalnie jest tak. Chyba każdy, kiedy dosięga go jakaś tam liczba, nowa, która od tego właśnie momentu zaczyna go określać, ma jakieś przemyślenia egzystencjalne. Niektórzy robią takie podsumowanie siebie dopiero podczas lat 30, kiedy okazuje się, że nie mają pewnej przyszłości, a cały ich czas poświęcany jest na karierę.

Ja skończyłam 16 lat. Właśnie dzisiaj, o 4:40.

Może to mało, faktycznie, ale to jest takie moje, własne. Jestem coraz starsza, czuję się staro, już niedługo pojawią mi się zmarszczki. Teraz muszę podjąć decyzję o tym, kim chcę być. Dlatego właśnie tutaj chcę zrobić podsumowanie.

A w zasadzie, nie tyle podsumowanie, co podziękować wszystkim, może nie każdemu z imienia, ale naprawdę wszelkim ludziom, którzy pojawili się w moim życiu i coś zmienili.

Kolejność w ogóle nie jest ważna.

TYCZKA. Ile to już my się znamy? 7 i pół, tak? I przez te 7,5 zdążyłyśmy miliard razy się pokłócić, pogodzić, przytulić, pocieszyć, obrazić, nawrzucać. Pamiętam, jak Cię pierwszy raz zobaczyłam. Milena z Klaudią rzuciła się na mnie i na Kaśkę, kiedy gadałyśmy przed klatką. Nie sądziłam wtedy, że zostaniemy Best friends ever, że będę pisała do Ciebie „Tyczka, wyjdź na klatkę”, a Ty będziesz czytała to, co on mi napisał, przytulała i starała się doprowadzić mnie do ładu. Każdy rok z naszej przyjaźni był jakąś przygodą, podpisaną „Sandra”, „ZHP”, „Kwiatek”. Pamiętam jeszcze do dzisiaj ten poranek po „nocce”, kiedy weszła moja babcia i oceniła nas na miłość lesbijską. Większość wspomnień wciąż wiruje po mojej głowie, jak w pralce, te najnowsze, jak na przykład wczorajsza Majlej Sajrus czy te dawne, jak na przykład wtedy, kiedy rozwaliłaś głowę Kostaniakowi moim jabłuszkiem.

Dziękuję Ci za to. Naprawdę. Z całego mojego małego serduszka. Byłaś i jesteś nadal dla mnie największym oparciem, choć wkurzasz mnie jak nikt inny, kiedy się nie rozumiemy, lub mówisz mi o czymś, o czym ja nie mam pojęcia. Dziękuję Ci za to, że zawsze możesz Ty do mnie, ja do Ciebie wpaść, że mogę napisać na gadu „Tyyku” i coś Ci opowiedzieć. Tak samo, jak Ty możesz do mnie zadzwonić i poprosić, żebym przyszła, bo „coś się stało”. I zawsze będziesz mogła, tego, kim dla mnie jesteś nie wyrażą te słowa, nie wyrazi też żaden gest. Zrobiłabym dla Ciebie wszystko, nawet, jakbym powtarzała „no chyba Cię coś”.

OSKAR. Dobrze wiem, że pewnie teraz się zastanawiasz, dlaczego właściwie Cię tutaj umieszczam. A może nie Ty, co armia, moja najwspanialsza armia, w której jestem, armia przyjaciółek. Odpowiedź, dlaczego jest zbyt banalna.

Zmieniłeś w moim życiu… No, hohoho, mnóstwo zmieniłeś. W zaledwie kilka minut potrafiłeś zmienić mnie w najszczęśliwszą dziewczynę na ziemi, chichrającą się z każdej głupoty, patrzącej na świat przez różowe okulary. Jednocześnie, jednym słowem zamieniałeś mnie w kupkę pyłu, prochu, potrafiłeś mnie zniszczyć jak niszczy się stare, bezużyteczne samochody. To dzięki Tobie chodziłam w skowronkach, a każda moja czynność była wykonywana z myślą o Tobie. Byłeś tak daleko, a tak blisko mnie. Niech się śmieje, niech się śmieją, ale pokazałeś mi, co to znaczy kochać. Odkryłeś we mnie tę miłość. Dziękuję Ci za to, za to, że jestem inna, że tak cholernie namieszałeś mi w życiu. Inaczej byłoby ono strasznie nudne. Dziękuję Ci za każdy e-mail, który teraz czytam, wspominając z uśmiechem na ustach. Nie winię Cię za nic, jesteśmy tylko ludźmi, więc przestań się sam już zadręczać. To mi dużo dało. Dało mi może nie tyle siły, co cierpliwości. Dzięki Tobie pokochałam wszystko, co wcześniej budziło we mnie odrazę. Wiesz o mnie najwięcej. Znasz mnie jak nikt inny. Zawsze będziesz mógł do mnie napisać, a ja, jak tylko będę potrafiła, postaram Ci się pomóc. Z całych moich, Shizowatych sił.

Dziękuję Ci za to, że byłeś. Że tak perfekcyjnie nauczyłeś mnie kochać. Że mogę teraz z czystym sumieniem powiedzieć, że rozdział „Izabela&Oskar” został zamknięty i jest teraz szczerym uśmiechem na ustach.

AVIR… Do Was napiszę razem. Dlaczego? Bo jesteście tą pozytywną energią, która we mnie kipi. Nawet jak mnie nie słuchacie i chce mi się przez Was płakać to i tak Was kocham. Kurde, to jest dziwne, nie znamy się przecież jakoś specjalnie długo, a ja Was pokochałam i ciągle kombinuję, jak sprawić, żebyśmy były coraz lepsze. Uwielbiam, jak do mnie piszecie, wszystkie naraz na fejsie, jak dostaję buziaki na gadu-gadu. Zawsze chciałam mieć zastęp idealny, ale nigdy w życiu nie wymarzyłam sobie AŻ TAK WYCZEPISTEGO W KOSMOS <3. Razem zajdziemy daleko :). Dziękuję Wam, że jesteście, a jesteście najlepsze na świecie!

JULSON... Podolaku, z kim ja bym tak namiętnie pisała po repetytorium o NICH jak nie z Tobą? Kto by mi lepiej poradził, jak nie Ty? Trudno jest to wszystko zebrać w jakieś ryzy, przecież ani ja nie jestem Twoją najlepszą przyjaciółką, ani Ty moją. Mimo to, jesteś dla mnie ważna. Masz najbardziej odwalone pomysły ze wszystkich. Wiesz, że zawsze, kiedy masz ochotę na wagary, możesz napisać do mnie, bo rzadko odmawiam. Wiesz, że, kiedy masz problem z jednym z tych durniów, możesz napisać do mnie, a Shiza powie RMP i postara się pomóc?

Pamiętasz wykładziki pod Twoją klatką? Pamiętasz nasze wspólne opowieści, bycie brzydkimi dziewczynkami? Uśmiechy ukradkiem posyłane przez klasę?

Nie męcz się z nim. Postanów coś. Albo miej na niego wyjebane i poszukaj sobie kogoś, kto na Ciebie zasługuje, albo spraw, żeby zrozumiał, że musi się postarać. To jest banalne. Proste. Proszę, zrób to dla mnie. Bo będziesz się tak męczyć, jak ja z Oskarem, wtedy, kiedy zaczęłam brać różne dziwne rzeczy. Dziękuję Ci za wszystko <3.


cdn.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz