środa, 8 czerwca 2011

armageddon.

padnij.
lecę, pędzę. powoli odpadają mi nogi, rozkruszają się na twardym, zszarzałym cemencie. biegnę, wokół jest tak zielono, tak pięknie.
wszystko jest złudzeniem, a ja jestem złudnie szczęśliwa. kręcę się, kręcę, upadam, podnoszę, zanoszę się śmiechem. jestem szczęśliwa, jestem po prostu popierdolona.
nie ma miłości, krzyczą nagłówki gazet w mojej głowie, nie ma, możesz iść i się przelizać, przeruchać, możesz to zrobić, nie ma miłości. i tak wyjdziesz za przyjaciela, za człowieka, z którym po prostu będzie dobrze Ci się żyło. o ile, w ogóle. nie będziesz go kochać, będziesz kochać Wasze dzieci. bo Ty je urodzisz. bo będą Twoje.
nie ma miłości, jest za to zawistne zapotrzebowanie na szczęście. jestem ja. jesteś Ty. jest on i ona. cała reszta to złudzenie. fałszywa choreografia. źle dobrane dekoracje.
jestem ja, jesteś Ty. leżymy na trawie. zaraz będziemy się kochać. zaraz. już zaraz. powoli ściągacie z siebie ubrania. powoli. leniwie. a potem, ubierzemy się, spojrzymy sobie w oczy i już nigdy więcej się nie zobaczymy.
przyjaciele, niewidzialne anioły. trzymają Twoją głowę nad muszlą, podają herbaty, mówią kojąco "pomoże Ci to". na chwile odchodzą, starają się ogarnąć kuchnię, bo przecież zaraz Twoi rodzice, potem znów wracają, głaszczą Cię po głowie...
jestem szczęśliwa.
___________________________
"z dedykacją dla Ciebie. ale nie, nie, nie musisz dla mnie, no gdzie. oj tak, napiszę z dedykacją dla Ciebie. och, przestań, co Ty."
jak obiecałam, Kościu. bełkot szczęśliwej i jakże ostatnio rudej "wokalistki".

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz