wtorek, 11 września 2012

cr a ve yo u.




i tak znowu siedzę tu, gdzie wszystko się zaczęło. znowu w słuchawkach leci mi the xx, przemieszanie poplątania z rozplątaniem, ale chyba tak miało być, już wtedy, kiedy jechałam złotym autokarem z wenecji do polski.
siedzę i zastanawiam się nad wszystkim tym, co przesypało mi się przez palce z piaskiem na wybrzeżu hiszpanii. siedzę i myślę, cholera, co jest, czemu tak, po co. kiedy zamykam oczy, wciąż pod powiekami widzę moje stopy w wodzie, piasek, i maleńkie, przelatujące tęcze. będzie mi brakować porannego wstawania z łóżka i bitw o łazienkę, będzie mi brakować życia na walizkach. ale to jak zawsze.
poukładałam sobie bardzo-bardzo-bardzo-bardzo wiele spraw. morze dobrze na mnie wpływa. każda fala, która z impetem rozbijała się o moje stopy, moje łydki, moje uda, przynosiła zbawienne rozwiązania, setki pomysłów, przepasanych w pasie wyrazami zachwytu, ochów i achów. 
na pewno wiele zrozumiałam, wiele tego, co dotyczy mojego życia, znalazłam ścieżki i drogi, którymi już nie idę do przodu, a pcham się pomiędzy bagna - bez sensu. otworzyłam sobie oczy na większość spraw, dzięki temu ma być lepiej, łatwiej. mam pamiętać przede wszystkim o sobie, tego się trzymajmy.
ale przede wszystkim, przez jakieś 80 procent wyjazdu się uśmiechałam i czułam się szczęśliwa. 
a od jutra witaj szkoło, witaj matmo, witaj nauko!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz