niedziela, 23 września 2012

leniwa niedziela. nie pamiętam, czy już kiedyś wspominałam, że nienawidzę niedziel.
Niedziela to dzień, w którym trzeba przez pół godziny akumulować w sobie energię, aby napuścić wody do wanny, nie mówiąc już o wyjściu z domu. Niedziela to dzień, którego z reguły się nie pamięta. [j. żulczyk - instytut]
właśnie tak wygląda moja niedziela. wałęsam się po mieszkaniu, w piżamie złożonej z granatowych spodenek z kieszeniami (wielka-wielka zaleta, jedyne spodenki, w których bez kombinowania mogę trzymać telefon), miętowej bokserki i grubych szarych skarpet. ewentualnie, im zimniej, tym jeszcze zarzucę na szyję Gabryśkową pstrokatą chustkę. i tak idę do rodziców, przerzucam bezsensowne kanały sztuk dwieście, potem kładę się, staram czytać Browna, potem siadam do komputera z kawą i piszę głupoty.
ale oprócz tego, to dziś jeszcze zrobiliśmy rogaliki z czekoladą.
jednym słowem - konstruktywne lenistwo.




naprawdę nie cierpię niedziel. i nic na to nie poradzę.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz